To był dobry rok
11 stycznia 2017 22:27

Ela i Mateusz Haładaj: To był dobry rok o sezonie AD 2016Zbliżający się koniec roku skłania do podsumowań, a więc spróbujemy w reporterskim skrócie przypomnieć, co się u nas działo. Już sam początek roku 2016 zapowiadał się bardzo wspinaczkowo – sylwestrową noc spędziliśmy w Margalefie w bardzo sportowym towarzystwie i niemniej sportowej atmosferze. Kolejne dwa tygodnie poświęcone były na rozpoznanie terenu sektora Laboratori przed marcowym szturmem. Ela wykazała natomiast dużą determinację w nieco większym sektorze – Santa Linya, gdzie wymagający ciąg tufek kilkakrotnie zrzucał ją pod samym łańcuchem. Efektem był za każdym razem dość spektakularny lot wzbudzający ciekawość miejscowej gawiedzi. Marzec to powtórka z rozrywki, ale w nieco mniej sportowej atmosferze i po kilku sesjach na panelu więcej. Dłuższy dzień, większa swoboda działania i mocniejsze dogięcie okazały się być dobrym sojusznikiem w realizacji wspinaczkowych celów. Ela z żelazną konsekwencją doszła do łańcucha Blomu 7c, pomijając jak zawsze dwie ostatnie wpinki, ja natomiast połączyłem w całość rozłożone na atomy ruchy drogi First Ley 9a+. Chyba mogę powiedzieć, że to moja nowa życiówka... Wakacje okazały się okresem mało wspinaczkowym. Każdy znalazł jakąś wymówkę. Mnie kontuzja palca wyeliminowała z gry na całe 4 miesiące. Ela nie mogła się niestety zmotywować do samodzielnego wspinania. I dobrze, asekurowanie bez możliwości wspinania to przecież nic ciekawego. Wolny czas mogliśmy wykorzystać na przetestowanie TRX, który otrzymaliśmy na Bulderowych Derbach Łodzi... Jesienią okazało się, że rehabilitacja z kolorowymi taśmami przyniosła całkiem niezłe efekty. Ela uporała się z drogą Piekło jest we mnie VI.4+ na Diabelskich Mostach, gdzie padł również rekord podbić w zośkę. We wrześniu przyszedł czas na przełożenie formy z TRX i zośki na frankoński wapień. Pomimo tego, że moje kaczki puchły w zastraszającym tempie, udało się …

• • •
"Byle co, byle gdzie"
16 listopada 2016 19:16

Piotr Żuchowski: "Byle co, byle gdzie" (Frankenjura i Hiszpania VII/VIII 2016) Jak jesteś w Hiszpanii i nie widzisz skał, to obejrzyj się w drugą stronę. Jeśli nadal nie widzisz skał, to po prostu otwórz oczy. (chyba Pratchett)Okoliczności sesji III roku zmusiły mnie do planowania sezonu w sposób niezobowiązujący, co wywołało lekkie zgrzytanie zębami Komisji Sportowej. Podobnie jak Szanowna Komisja, liczę na to, że w nadchodzącym roku jakaś droga – wzorem sezonu ubiegłego – zatrzyma mnie na sto, a może i więcej prób, bym w podaniu mógł umieścić jakiś konkretny i ambitny cel. Tak więc ogólny kierunek był jeden – Hiszpania, ze wskazaniem na Asturię. Domowa biblioteczka wzbogaciła się zatem o ściągnięty z zagranicy przewodnik Roca Verde. Nie chcąc katować uszu niemieckim „umcykiem” i mając dosyć Radia Nostalgic, zakupiliśmy stosowną ilość muzyki na solidne 110 km/h i z końcem lipca ruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek to rzecz jasna Frankenjura, gdzie udało mi się pokoziołkować w las z urwanym chwytem. Nabrawszy w ten sposób rozpędu, kontynuowaliśmy podróż na południe. Muzyka skończyła się gdzieś pod Bordeaux. Nie popisał się szczególnie Pablopavo, oferując jedynie osiem utworów. Na szczęście szybko znaleźliśmy się w zasięgu Radio Nacional de Espana III i na falach eteru zagościł Honky …

• • •
Dzień
26 września 2016 18:04

Dzień Są dni krótkie, szare i podobne do siebie. Są dni długie niczym całe lata, barwne i przeładowane emocją. Są chwile, których za chwilę już nie ma i chwile, które trwają całą wieczność. Czas kurczy się i wydłuża, a tylko cenzura nakładana na naszą świadomość każe wierzyć, że każda doba trwa tyle samo. Siódmy dzień pod Aiguille du Midi właśnie się zaczął. Budzik w komórce, ubrać się, zagotować wodę, suchary z dżemem, kawa, ubrać się dalej – codzienna akrobatyka na minimalnej przestrzeni dwuosobowego namiotu. Wychodzimy na zewnątrz, standardowa gadka o pogodzie: że dziś musi wytrzymać, że wreszcie się wespniemy. Sam nie wiem, czy jeszcze w to wierzę, ale nie psuję …

• • •
Ferie Kuby Korzeniowskiego
24 września 2016 20:07

Kuba Korzeniowski: ferie zimowe 2016 w Hiszpanii Tegoroczne ferie zimowe postanowiłem spędzić w towarzystwie Basi i Tomka i ich pomarańczowego "Mystery Machine". Nie tylko ekipa, ale również oba hiszpańskie rejony, w których się wspinaliśmy były dobrym wyborem na pierwszy wyjazd po zimie. Najpierw w Chulilli, a następnie w Bellus za cele obieraliśmy drogi od 6a do 7a. Taki dobór trudności pozwolił mi na swobodne wspinanie się on sight, a co za tym idzie porządny "rozwspin". Przez dwa dni spędzone w Chulilli najbardziej urzekła mnie ok. 30-metrowa 7a prowadząca zacięciem do trawersu podchwytami, żeby w końcu móc delektować pionowym wyjściem do łańcucha. Wysoka dla Tomka cyfra nie odstraszyła go od spróbowania …

• • •
Trip po Hiszpanii
3 maja 2016 19:07

Basia Markiewicz-Marko i Tomek Modranka: trip po Hiszpanii 2015/2016Rok 2015 był dla mnie i dla Tomka rokiem przełomowym. Pod względem wspinania można powiedzieć, że osiągnęliśmy progres godny Herkulesa – od zera do bohatera. I choć ku niezadowoleniu niektórych nie zrobiliśmy "cyfry", jesteśmy bardzo zadowoleni z poziomu, jaki udało nam się osiągnąć. Mam nadzieję, że ta relacja podniesie na duchu tych, którzy nie do końca wierzą w swoje możliwości i pokaże, że wspinanie może dać mnóstwo radości na każdym poziomie, a cyfra sama przychodzi z czasem.Pierwszym spotem, który odwiedziliśmy był Margalef, miejsce znane chyba każdemu. Po rocznej przerwie od skał i paromiesięcznej przerwie od panelu, zaatakowaliśmy okoliczne piątki. I pewnie odparchacilibyśmy wszystkie połogi, gdyby pewnego wieczoru nie odwiedził nas pan z cennikiem za parking. Nie po to przecież kupiliśmy T4 żeby płacić za noclegi.Skrobaliśmy się po głowach, pytaliśmy, szukaliśmy miejsca na kolejny przystanek. Padło na Chulillę, bo Siurana ponoć trudna. Choć po drodze o mały włos nie zamieniliśmy liny na crashpad w Albarracin, to w końcu stanęliśmy przed ogromnymi pomarańczowymi ścianami licząc na jakieś łatwe 2-3 wyciągowe drogi. Okazało się, że te "wielowyciągi" to 40-metrowe drogi, na których nasza pocięta lina 70 nijak się nie kalkulowała. Znaleźliśmy jednak parę krótszych dróg, …

• • •
Kirgizja
6 lutego 2016 17:32

Kirgizja - Karawaszyn - Dolina Kara-Su - sprawozdanie z wyprawy AKG w 2015 r.Wyprawa Akademickiego Klubu Górskiego do Doliny Kara-Su (Kirgizja, Karawaszyn) Skład: Paweł Pustelnik, Łukasz Mirowski, Paweł Wojdyga (wszyscy AKG Łódź) 17.07.2015 – 16.08.2015 Sprawozdanie kierownika wyprawy 1. Dojazd Wyruszyliśmy 17 lipca z Warszawy. Samolotem, przez Istambuł dostaliśmy się do Osz w Kirgistanie. Tam dokonaliśmy zakupów żywnościowych i rano 19 lipca ruszyliśmy wynajętym samochodem w trasę do Ozgorusz, skąd zaczyna się 3-dniowy trekking do bazy (z powodu zerwania mostów na rzece Karawaszyn nie jest obecnie możliwe dostanie się w ten rejon szybszą, 1-dniową trasą od strony wioski Woruch). 20 lipca, po załadowaniu 180 kg bagażu na trzy wynajęte konie, ruszyliśmy do góry. Niestety, karawana nie ułożyła się dla nas dobrze. Wieczorem pierwszego dnia spadł ze ścieżki na dno żlebu łamiąc nogę, jeden z naszych koni. Przymusowo zabiwakowaliśmy na przełęczy ok. 3800 m, czekając na zorganizowanie przez Kirgizów zastępczego zwierzęcia. Nazajutrz rano musieliśmy niestety patrzeć, jak z progu skalnego spada kolejny z koni. Po pozbieraniu naszego sprzętu i przeładowaniu go na towarzyszące nam osiołki kontynuowaliśmy karawanę. 22 lipca wczesnym popołudniem bez dalszych przygód dotarliśmy do bazy w dolinie Kara-Su. Na miejscu zastaliśmy ok. 30 wspinaczy rosyjskich i spory, dobrze zorganizowany obóz postawiony na potrzeby rozgrywanych właśnie Mistrzostw Federacji Rosyjskiej w Alpinizmie. Pogoda była bardzo niestabilna – było bardzo ciepło i codziennie pojawiały się opady. Paweł W. i Łukasz zakończyli trekking z infekcjami dróg oddechowych, które wymagały podania antybiotyków. Nasza baza w Kara-Su. Potrzebujemy większej flagi ;-). Fot. Ł. Mirowski 2. Akcja górska 2.1. Aussie Free Route (Asan) – próba Po jednym dniu odpoczynku, 23 lipca rozpoczęliśmy akcję górską. Za pierwszy cel obraliśmy Drogę Australijską (Aussie Free Route) 1200 m, 7b+ …

• • •
Ela i Mateusz - podsumowanie
6 lutego 2016 14:36

Ela i Mateusz Haładajowie: Podsumowanie sezonu 2015 Miniony rok dostarczył nam wielu pozytywnych wrażeń, nie tylko na polu wspinaczkowych aktywności. Aby łatwiej było nam się odnajdywać w wirtualnej rzeczywistości i nie przysparzać czytelnikom klubowej strony WWW komplikacji, postanowiliśmy zacząć wreszcie używać jednego nazwiska.Wracając jednak do porządku chronologicznego należałoby wspomnieć, że w maju, po długiej hiszpańskiej manianie nastąpił przełom w postaci przejścia pewnej długiej i stromej trasy na znanym zboczu skalnym. Mowa o śmiesznie brzmiącej i niepozornej drodze Papichulo, która wyznaczyła nowy maksymalny poziom w moim kajecie, a przy okazji stała się także najtrudniejszym przejściem Polaków w ogóle.Lato miało być okresem odprężenia i spijania drinków z parasolkami – miało być dobrze, …

• • •
Wakacje w Rodellar
2 grudnia 2015 23:43

Michał Bździel: Wakacyjne wspinanie w Rodellar (VII-VIII 2015)W wakacje tego sezonu miałem okazję wspinać się nieco dalej od często przeze mnie odwiedzanych Teplic, Hejszowiny i Labaka, czyli „piachów”. Upalne lato pognało mnie na sportowe wspinanie do Rodellaru w Hiszpanii.Wyruszyłem 20 lipca 2015 r. Doleciałem do Barcelony, skąd wraz z moim partnerem z Poznania – Michałem Górskim „Góralem” przemieściliśmy się do Rodellaru. Pierwszy dzień wspinania minął szybko i spokojnie. Polegało to jedynie na przyzwyczajeniu się trochę do nowego rejonu. Zacząłem od „siódemkowych” dróg w sektorze Las Ventanas. Tam już pierwszego dnia miałem okazję przymierzyć się do jednego z klasyków tego rejonu – El Delfin 7c+. Tak naprawdę, moje pierwsze dni wspinania …

• • •
Robokop Kanfor Atest Biznes w kadrze Satori Druk
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności.