BMC International Climbing Meet

14 stycznia 2013 22:02

Plas y Brenin

(9-16 maja 2004), Walia Północna

OGÓLNIE

7 dni na miejscu, z czego 6 ciężkiego łojenia. Około 40 zagranicznych i 50 miejscowych wspinaczy. Ogromna różnorodność stylów wspinaczy - od Big Wali w Karakorum, Patagonii i Kirgistanie po bouldery w Północnej Walii i Peak District. Tydzień dobrej pogody. Perfekcyjna organizacja. Tylko te śniadania: bekon, fasola i jajka. A mogło być tak pięknie.

SKAŁY

Północna Walia cechuje się dużą różnorodnością typów skał. Wulkaniczne bloki w nadmorskim Port Ysco, granitopodobne Llanberis Pass, bardziej granito a mniej podobny Tremadoc, klifowy Gogarth i Roscholyn i najbardziej oryginalny "slate" u wylotu Llanberis Pass. Każdy dzień był inny, a każda wspinaczka wyjątkowa - i to z wielu względów. Skały nie zawsze są lite i całkowicie normalnym jest fakt, że czasem odłamuje się nie tylko małą krawądkę ale i całkiem sporą klamę. Jeśli chodzi o wysokość ścian i długość dróg to rejon nie jest powalający. Oprócz Gogarth, gdzie na głównej ścianie drogi sięgają 120 metrów, większość "masywów" nie przekracza 60-70 metrów. Pomimo to drogi bywają naprawdę niezwykle piękne. Linie są na ogół logicznym rozwiązaniem ściany i prowadzą wybitnymi formacjami. Można powiedzieć, że jest to bardziej górski styl wspinania. Zamiast magnezji na drogach częściej można spotkać trawki lub mchy. Nie oznacza to jednak, że jest łatwo. Oprócz dynamicznie rozwijającej się sceny boulderingowej (właśnie powstał przewodnik po boulderach Północnej Walii), która z natury poszukuje najtrudniejszych ruchów, niepozorne skały kryją parę budzących respekt 'rodzynków'. Takie drogi jak E9 (około 8a+ na własnej asekuracji) autorstwa Leo Houldinga czy "The very big and the very small" - połogie 8b+ Johnnyego Dawesa są jednymi z nich.

ETYKA

Główna idea jest taka: naturę zostawiamy w stanie nienaruszonym - na ścianie nie powinien pozostać po nas ślad. Wszystko to, co włożyliśmy w ramach protekcji powinniśmy zabrać ze sobą. Inaczej mówiąc asekurujemy się tylko z własnych przyrządów takich jak kości czy friendy, ale nie ze spitów. Historycznie rzecz biorąc taka idea jest jedną z pierwszych, która towarzyszyła wspinaniu. Wiążą się z nią jednak problemy bezpieczeństwa i ograniczenia w pokonywaniu coraz to większych trudności. Na kontynencie zostało to rozwiązane przez wprowadzenie stałych punktów asekuracyjnych, a co za tym idzie pojawieniem się wspinaczki sportowej. Wielka Brytanie jednak była i jest pod tym względem bardziej konserwatywna i tylko cześć swoich skał pozwoliła obić. Wpłynęło na to zapewne wiele czynników i nie pora je rozważać. Niemniej problem spita jest tam nadal żywy i był on również tematem debaty prowadzonej podczas spotkania. Moje refleksje po niej są następujące:
Tradycyjne podejście panuje wszędzie na wyspach i nawet ci, co wspinają się w ospitowanych wapiennych rejonach wiedzą, czym jest skala "E" i z odpowiednim respektem podchodzą do dróg w niej wycenianych. Jednak niemal każdy z uczestników spotkania wspina się i tak sportowo na dobrze ubezpieczonych drogach w ogródkach skalnych Hiszpanii czy Francji. Robią to, bo sprawia im to przyjemność i nie będą z niej rezygnować i w imię idei obcinać istniejące spity. Ale wracając na wyspy do kompletu ekspresów dodają zestaw kości, friendów i podwójną linę. I w samym istnieniu i poparciu środowiska wspinaczkowego znajduję piękno tradycji. W tym, że jest ona wyborem przed wspinaniem sportowym. Bycie lepszym wspinaczem nie polega tylko na pokonywaniu większych trudności. Chodzi o to żeby móc odnaleźć się w każdej sytuacji na ścianie. Potrzebna jest do tego siła, ale i doświadczenie, pewność w zakładaniu własnej asekuracji i często umiejętność opanowania emocji w niebezpiecznych sytuacjach. I podoba mi się, że kiedy na kontynencie panuje prawie tylko wspinanie sportowe, wyspy zostają wyjątkowe.

TOMAS

Grupa Litwinów może nie była duża, ale ich zaparcie na pewno wielkie. Tomas był jednym z niewielu na spotkaniu, którzy na pokonywanych drogach osiągali swoje absolutne limity.
"Resurection" jest długą 35 metrową wytrzymałościową E4 z trudniejszymi przechwytami na samej górze z dala od ostatniego punktu z asekuracją. Kiedy Tomas zaczynał się trząść na pierwszych 5 metrach, na dole stawiano zakłady czy spadnie czy nie. Chłopak dzielnie walczył przez ponad połowę drogi, jednak nie dał rady i w trudnościach poleciał jakieś 6 metrów wyrywając jeden przelot. Loty na własnej należą do tych bardziej strachliwych, szczególnie długie i wysoko nad glebą. Nic dziwnego że po pierwszym razie Tomas chciał dobrze odpocząć żeby nie przeżywać tego po raz kolejny. Kiedy podejmował następny atak ja asekurowałem tuż obok końca "Resurection" i dokładnie obserwowałem całą sytuacje. I owszem Tomas zawalczył, przebrnął trudności i złapał się końcowej półki koło moich nóg, ale w ferworze ostatni punkt zostawił jakieś 5 metrów pod sobą, a był to już oblatany friend. Półka jest wybitną klamą, ale on był wybitnie spompowany. Łokcie powyżej uszu, ciężki oddech i twarz różowa jak jego plażowa czapka - wszystko to zapowiadało tragiczny koniec. Ale Tomas nie dawał za wygraną i postanowił użyć wszystkich możliwych środków żeby tylko nie zostać pokonanym. Usłyszałem tylko szybkie pytanie będące zarówno błagalną prośbą: "Please! Could you help me because I'm going to fall again." Pokazałem mu chwyt, do którego wykonał błyskawiczną banię i z wysiłkiem wczołgał się na półkę. Na koniec podziękował mi po polsku następującymi słowami: "Ja jebię!!! O Kurwa!!!".

Ciekawsze prowadzenia wyjazdu (w zespole z Jordanem Buysem):
- Warpath E5 6a
- Resurrection E4 6a
- Mau Mau E4 6a
- Left Wall E3 6a
- Snowdrop E3 6a
- Electric Blue ? (solo - deep water soloing)


Adam Pustelnik
Robokop Kanfor Atest Biznes w kadrze Satori Druk
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności.