Clécy - Francja
sierpień 2003
Do Francji pojechaliśmy przede wszystkim w celach turystycznych.
Planowaliśmy skoncentrować nasze działania głównie na północy.
Podstawowymi celami wycieczki był Paryż, oraz leżące nad kanałem La
Manche Normandia i Bretania. W tym miejscu wyrażam słowa uznania dla Aśki, bo to ona zaplanowała i
przygotowała kolejne punkty naszego wyjazdu. Zrobiła to wzorowo. Nie
omieszkała również sprawdzić, czy nie ma w tych okolicach ogródków
skalnych. Wszyscy wiedzą, że najatrakcyjniejsze regiony pod kątem
wspinaczkowym znajdują się na południu. Okazało się jednak, że również
Normandia i Bretania mogą zaoferować moc atrakcji w tej dziedzinie i to
zarówno w głębi lądu jak i na klifach, nad morzem. Nie interesowały nas
buldery, a zatem odpadało Fontenblau. Z pozostałych miejsc wybraliśmy
Clécy. Znajduje się ono 30 kilometrów na południe od Caen. Leży w
regionie nazywanym "Normandia Szwajcarska". Miejsce to opisane było jako
jedno z najciekawszych, a poza tym było nam bardzo po drodze.

Pan Dennis wysadził nas zaraz przed miastem. Dostaliśmy od niego po
krawacie, oraz zaproszenie do jego domu w Cancale (z którego nie
omieszkaliśmy skorzystać w późniejszym etapie naszej podróży). Oczom
naszym ukazał się imponujący wiadukt i znajdujące się zaraz za nim
wysokie, na oko bardzo zachwaszczone skały.

Nie zastanawiając się długo wdrapaliśmy się na wielką kamienną
konstrukcję, po której przedostaliśmy się na drugi brzeg rzeki. Kończyły
nam się pieniądze, więc nocleg na kempingu nie wchodził w rachubę. O
tym żebyśmy rozbili się na nim za darmo, młody człowiek znajdujący się w
recepcji nie chciał w ogóle słyszeć. Na moją gorącą prośbę pokazał nam
jednak miejsca gdzie można było rozbić namiot i gdzie nikt nie powinien
się do niego przyczepić. Do wyboru mieliśmy albo polanę na szczycie
(brak dostępu do wody, podchodzenie z ciężkim plecakiem), albo przecinkę
w lesie nad rzeką, nieopodal drogi. Można zatem powiedzieć, że wybór
był prosty. Rozbiliśmy namiot i jeszcze tego samego dnia poszliśmy
obejrzeć skały.
Rocher des Parcs to granitowy mur skalny ciągnący się na długości około
500 metrów. Są tu zarówno drogi jedno jak i dwu- i trzywyciągowe.
Najwyższa skała oferuje nieco ponad 60 metrów wspinania. Obicie jest bardzo dobre, zatem kości i friendy są kompletnie zbyteczne.
Ilość ringów wbitych na jednym metrze kwadratowym jest czasami
przerażająco duża (niejednokrotnie zastanawiałem się czy takie
dziurawienie nie osłabia zanadto struktury skały). Charakter wspinania
mnie osobiście bardzo przypominał Sokoliki. Bardzo dobre tarcie,
kompletny brak dziurek, za to bardzo duża ilość oblaków.


rzewodnik, który kupuje się w sklepie z pamiątkami w Clécy, opisuje
107 propozycji wspinaczkowych. Zdecydowaną większość stanowią drogi z
przedziału 5b-6c, a zatem region świetnie nadaje się dla średnio
zaawansowanych. Najtrudniejsze są dwie linie o trudności 7c. Cena
przewodnika 8 euro.
My zabawiliśmy w Clécy równe 5 dni i zrobiliśmy przynajmniej jedną
drogę w każdym z opisanych sektorów (planowanie dłuższego pobytu nie ma
chyba sensu). Wieczorem zażywaliśmy kąpieli w rzece i chodziliśmy na
spacery do miasta. Gorąco polecam "English Pub", po lewej stronie zaraz
przed rynkiem.
Myślę, że region ten nie jest na tyle interesujący aby mógł być sam w sobie celem wyjazdu. Można go jednak potraktować jako miły przerywnik podczas zwiedzania północnych zakątków Francji, tak jak zrobiliśmy to my. Od samego Paryża jest on oddalony o około 130 km. Dla tych którzy zdecydują się tam zajrzeć zamieszczam orientacyjną mapkę ułatwiającą odnalezienie się w terenie.
Bartek Malinowski