Mistrzostwa Słowacji

19 listopada 2013 11:20

Mistrzostwa Słowacji w Drytoolingu - relacja Olgi Kosek

(16.11.2013)


O drytolowych zawodach w Bratysławie przeczytałam jakieś dwa tygodnie temu i od razu przyszło mi do głowy: „Czemu nie?”. Z początku chętnych polaków było 6, ostatecznie pojechaliśmy w trójkę: ja, Jędrek Jabłoński (KW Warszawa) i Damian Granowski (KW Kraków, drytooling.com.pl, GÓRY). Umówiliśmy się w Krakowie w piątkowe po południe skąd zabrało nas auto z kierowcą w stronę Słowacji. W sobotę rano udaliśmy się na podbój lezeckej steny K2. Rejestracja, wyskoczenie z 12 euro za start i mogliśmy już na spokojnie obejrzeć ścianę – a było co oglądać.


Lezecka Stena K2


Drogi eliminacyjne znajdowały się na piętrze w kąciku drytoolowym. O 9:30 zaczęła się prezentacja dróg:

  • droga nr 1 – pionik, na pierwszy rzut oka prosty. Nowością dla mnie były przykręcone płyty drewniane „jen na kopani”. Czyli rak wbić można, dziabek nie, a na krawędzi nie stajemy. Końcówka drogi polegała na przejściu na wiszący słup drewniany. Trudności drogi ok M5, pokonywana na wędkę.
  • droga nr 2 – pionik, zaciątko, przewieszenie, pionik. Podobnie jak „jedynka” wyglądała przystępnie. Wspinanie z dolną asekuracją, trudności ok M6-7.
  • droga nr 3 – drewniane słupy. Pierwszy dwuczęściowy, drugi pojedynczy i trzeci dwuczęściowy. Organizatorzy oszczędzili nam na wpinkach – droga pokonywana na wędkę.
  • droga nr 4 – oj syto, syto... Duże przewieszenie, chwyty daleko. Na pierwszy rzut oka wygląda kosmicznie, trudności ok M9, wspinanie z dołem.

Po starcie na wszystkich czterech drogach eliminacyjnych można było powspinać się na piątej drodze – bonusowej. Nie liczyła się ona w zawodach, a bonus polegał na walnięciu kielona wysokoprocentowego alkoholu przed wspinaniem ;-)


Oglądanie dróg eliminacyjnych


Po prezentacji i szczegółowym opisie co wolno, a czego nie, organizatorzy podzielili nas na cztery grupy (trzy męskie, jedna damska). Około 10:00 rozpoczęły się eliminacje.

           

            Pierwszy z naszej ekipy wspinał się Damian na drodze nr 1. Szybkie tempo wspinania i brak jakichkolwiek trudności utwierdziły nas w przekonaniu, że droga jest łatwa. Zaraz po Damianie startował Jędrek, który postanowił utrudnić sobie ostatni ruch i na wiszący słup wejść obracając się w prawo, a nie w lewo jak wszyscy. Po krótkiej walce z bujającą się drewnianą rzeczywistością dobił drugą dziabkę i zakończył drogę.

Po panach przyszła kolej na panie. Z początku złapał mnie mały stres jak to będzie: czy dziabki nie zjadą ze sztucznych chwytów i czy nie połamię podeszwy w rakobutach. Szybko jednak okazało się, że strach ma wielkie oczy. Raki wchodzą w drewniane płyty jak w masło, chwyty są zacne, a ostatnie ruchy nie sprawiają większych problemów. W ten sposób każdy z nas ma już jeden top. Nie wstyd będzie się w domu pokazać ;-)


Droga nr 1


            Po pierwszej drodze okazało się, że podział na grupy się rozmył, w związku z czym organizatorzy pozwolili na pewne rozluźnienie: każdy mógł startować w dowolnym momencie na dowolnie przez siebie wybranej drodze.

            Wybrałam drogę nr 3 (bujające się drewienka), kierując się myślą, że trzeba iść póki jeszcze jest jakaś kora i drzewa nie są przedziabane całkowicie. Niezapomniane przeżycia mogę ująć w dwóch słowach: ja pierdolę. Raki nie chcą się wbijać, narzuca się haczenie pięty/łydki – ale zakaz (pieniek można najwyżej objąć kolanami po bokach, „na misiaczka”), dziaby wchodzą świetnie, ale wyciąganie to koszmar, kora i trociny sypią się do oczu (królestwo za gogle!!!) – jednym słowem rozpacz i ponury dramat. Po bardzo problematycznym starcie przechodzę przez pierwszą belkę. Zabijam dziaby w drugą – odjeżdża w lewo, a nogi zostawione na poprzedniej – w prawo. Nierówna to była walka... Udało się przejść drugą belkę, zabijam dziaby w trzecią i już wiem, że dupa blada. Długie szamotanie się na starcie pozbawiło mnie sił i  teraz właśnie następuje odcięcie prądu objawiające się otwarciem dłoni. Słowem – zgon.


Droga nr 3


            W międzyczasie chłopaki postanowili uderzyć w drogę nr 2. Mimo kilku trudniejszych ruchów nie sprawiła żadnemu problemów. Obaj spokojnie doszli do topu.


Droga nr 2, wspina się Jędrek

            Po obserwacji mojej walki na drewnianych słupach – chwilowo postanowili ją odpuścić i przymierzyć się do drogi nr 4. Czwórka u nikogo nie wzbudzała entuzjamzu. Długi ruch z odwróconego stein pullera, wejście w 9, wpinka, wejście w 4, kolejny daleki ruch, kilka normalnych i tuż pod stanowiskiem jakaś dystansowa abstrakcja.

            Zaczęli gospodarze. Pierwszy zawodnik przebrnął przez dolne i środkowe trudności – została góra. Ustawił się, zgiął, nie sięgnął, wrócił, odpoczął, ustawił się, zgiął, nie sięgnął, wrócił, ustawił się, zgiął... interwały na dwóch ruchach. W końcu po ostrym dopingu dogiął do paska, sięgnął i dość szybko doszedł do topu. Wszystko fajnie, tylko kolega miał ok 1,9 m wzrostu...

            Damian postanowił spróbować. Niestety – po zrobieniu trzeciej wpinki i ruchu do klamki – dziabka wyjechała z poprzedniego chwytu. Konsekwencje były dwie: złość Damiana za odpadnięcie przed  trudnościami oraz rozcięta rakiem ręka asekurującego go Jędrka. Nic poważnego na szczęście.


Droga nr 4, wspina się Damian.


Mimo wszystko jest ok.


Ja w tym czasie postanowiłam wbić się w drogę nr 2. Bardzo przyjemne wspinanie i rzeczywiście łatwa droga.



Droga nr 2, wspina się Olga.

            Jędrek do końca unikał konfrontacji z drogą nr 3. Postanowił wbić się w czwórkę. Z początku wyglądało nawet dobrze. Pierwsze trudności, daleki ruch, dziewiątka, wpinka, czwórka i sięgnięcie dalej... no niestety. Mimo kilku prób Jędrek nie dał rady sięgnąć następnego chwytu i spadł w połowie drogi.

            Powoli zbliżaliśmy się do końca eliminacji. Każdemu z nas została jedna droga. Panowie wbili się w drewniane słupy, do tego czasu już zupełnie obrane z kory. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – nie byli w stanie przejść drugiego. Obaj spadli z bardzo podobnej wysokości. Mnie została droga nr 4. Obserwując wcześniejsze zmagania chłopaków w drogę wbiłam się z myślą: byle dojść do trudności. I dokładnie tyle urobiłam.


Droga nr 4, wspina się Olga.

***

                     O godz. 17:00 odbyła się prelekcja Lucki Hrozovej, a o godz. 18:00 rozpoczęły się finały. Najpierw prezentacja zawodników, później oglądanie drogi, a dalej już część właściwa – wspinanie.


Prezentacja finalistek

            Droga finałowa miała 37 ruchów, długość ok 25-30m, a trudności M10-11. Droga była wspólna dla kobiet i mężczyzn – różniła się jedynie startem. Przed dojściem do ściany panowie mieli do pokonania kilkumetrową luźno zawieszoną deskę z powierconymi dziurami, czyli kilka czwórek i dziewiątek i dopiero właściwe wspinanie.

            Kolejność startów ułożona była w sposób następujący: czterech panów, a później na zmianę: kobieta, mężczyzna. Większość finału przesiedziałam w strefie, więc ciężko odpowiedzieć mi, co się działo. Dla mnie start był pechowy. Przy drugiej wpince sięgając do następnego chwytu – zjechała mi dziaba. Cóż – tak bywa. Dzięki temu mogłam juz na spokojnie obejrzeć resztę finalistów i finalistek. Nie będzie niczym zaskakującym jak powiem, że Lucia Hrozova wygrała i to w pięknym stylu. Podsumowując: droga finałowa rozrzuciła zawodników nie zostawiając cienia wątpliwości, kto jest najlepszy. Juraj Švingál jako jedyny zawodnik skończył drogę, Lucce zabrakło dosłownie dwóch ruchów.



WYNIKI PO FINAŁACH - KOBIETY:

1. Lucia Hrozova (HO Holesovice)

2. Martina Kratochvilova (HO Loko Brno)

3. Martina Soltesova

4. Olga Kosek (AKG Łódź, KWW)

 

WYNIKI PO FINAŁACH - MĘŻCZYŹNI:

1. Juraj Svingal (HK ABC Bratislava)

2. Jan Straka (HO Lokomotiva Brno)

3. Anton Suchy (Svit)         

(...)

17. Jędrzej Jabłoński (KWW)

(...)

19. Damian Granowski (KW Kraków)

 

***

            Po dekoracji i pamiątkowym zdjęciu odbyło się after party. Cytując Słowaków: „Afterpárty bola kapitola sama o sebe a tí, čo neostali môžu ľutovať lebo zábava pokračovala až do ranných hodín ;-)”.

Film z przejścia Lucki: http://www.youtube.com/watch?v=Q8qQvpM9YJs Niedługo powinien pojawić się także film ogólny z zawodów.

Pierwsze koty za płoty, następna impreza: 07.12.2013 Black Diamond Drytool Cup, Brno!

 

Zdjęcia: R.Lienerth, P Kosek, L. Petras

 

Serdecznie podziękowania dla:

- Jędrka i Damiana za wspólne wspinanie i dobrą zabawę przed, w trakcie i po zawodach

- Przemka Koska za transport, ogarnięcie logistyki, kontakt ze Słowakami, zdjęcia i filmy

- ekipy z K2 za przygotowanie zawodów

- zawodników i zawodniczek za świetną imprezę





 Olga Kosek (AKG Łódź, KWW, kosek.com)














Robokop Kanfor Atest Biznes w kadrze Satori Druk
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności.