Kilka chwil, czyli mój drugi sezon wspinaczkowy
25 marca 2012, 22:15, okolice Margalefu
Jest ciemno, od pół godziny pędzimy krętymi uliczkami z przerażającą szybkością dzięki uprzejmości pewnego lokalsa, który zabrał nas ze środka ulicy we Flixie. Naukę hiszpańskiego mam zacząć od jutra, a jako że nasz wybawca nie mówi po angielsku – nie jesteśmy w stanie wyrazić naszej wdzięczności. Po całym dniu podróży, szaleńcza jazda budzi we mnie uśpioną od kilku lat chorobę lokomocyjną. Czuję się coraz gorzej i jedyna rzecz, która mogłaby poprawić moje samopoczucie to porządny haft. Nie byłoby to jednak oznaką wdzięczności dla naszego lokalsa. Koncentruję się i trzymam żołądek na wodzy.
31 marca 2012, Margalef, sektor el Tobogan
Po raz czwarty idę zdjąć ekspresy z Italo Cavillo 6c. Strasznie dużo się dziś wspinałam i nie mam już w ogóle siły. Na dodatek el Tobogan jest przez cały dzień w pełnym słońcu. To jedno z wielu niedociągnięć organizacyjnych naszego wyjazdu. Całkiem bez wiary pokonuję 30 metrów i już jestem przy stanowisku skąd rozciąga się niepowtarzalny widok na całą dolinę. Słońce zachodzi za wzgórza, wpinam się do łańcucha mojej pierwszej drogi w tych trudnościach i jedynym szczegółem psującym tę piękną chwilę jest fakt, że bardzo, bardzo chce mi się wymiotować.
15 kwietnia 2012, przystanek autobusowy w Margalefie, 5:00
Trzytygodniowy wyjazd dobiegł końca. Udało mi się poprowadzić 6c RP i 6a+ OS. Jeszcze niedawno było to dla mnie coś nieosiągalnego. Na dodatek nauczyłam się komunikować prostymi słowami w języku hiszpańskim. Same dobre strony. Za chwilę będzie nasz autobus. Jedyny w rozkładzie jazdy. Leżymy w śpiworach na niestandardowo wygodnych ławkach, a otaczają nas nieprzeniknione ciemności. Kiedy mija godzina 5:20, a autobusu ani śladu, zdaję sobie sprawę, że już nie przyjedzie. Domyślam się, że ta krótka informacja, niezrozumiałej jak dotąd dla nas treści, umieszczona przy rozkładzie oznacza: „kursuje w dni powszednie”. Jest niedziela. A samolot o 15:00, z Barcelony. A pierwszy egzamin maturalny tuż, tuż.
Po kilku ciągnących się w nieskończoność chwilach grozy wpadamy na pomysł – trzeba wrócić na kamp i obudzić kogoś, żeby nas podwiózł do Flixu. Czas operacyjny: 2 h 40 min. O 8:00 odjeżdża stamtąd jedyny pociąg, którym zdążymy na El Prat na czas.
Po raz kolejny okazuje się, że ludzka dobroć nie zna granic.
8 czerwca 2012, Narożniak, Hejszowina, 18:30
Strach w oczach. Piękny i spokojny krajobraz za plecami. Serce w gardle i nagle ostatni ring w zasięgu ręki. Moje największe osiągnięcie w Hejszy – Egri Bikaver Prawy VIIb RP, druga próba.
4 lipca 2012, Schlaraffenland, Frankenjura, 17:00
Pierwszy dzień na Franken. Pierwsza droga – Delikatesse 7 OS. Druga droga: Drachen 7+ RP. To początek poważniejszej znajomości z Frankenjurą, do której zapałałam miłością od niemalże pierwszego wejrzenia. Jak zwykle w takich momentach, pojawia się obawa o odwzajemnienie uczucia.
25 lipca 2012, stacja benzynowa w Częstochowie
Co ja tutaj robię? Z 35-litrowym plecakiem, do którego zapakowałam wszystkie niezbędne rzeczy i kilka zbędnych. Z liną i mapą Niemiec. Franken – wracam!!! Pierwszy raz jadę stopem. Udaje mi się dotrzeć na kamp w Untertrubach w niespełna 13 godzin. To tyle ile jedzie regionalny do Zgorzelca!
9 sierpnia 2012, Grüne Hölle, Frankenjura
Próbuję nie pierwszy raz. Pierwsza wpinka, druga, trzecia, czwarta…! Nie wierzę! Wybieram linę i już prawie…! Zaliczam najdłuższy, najprzyjemniejszy i jak dotąd jedyny lot spod stanowiska. Kolejny raz już jest perfekcyjny. Olivier z grupy mocnych i sympatycznych Belgów gra na dole na gitarze. Standardowy brak wiary w sukces i po chwili wpinam się w stanowisko Isolation 8−. Mama się ucieszy. Świetna zabawa! Z powrotem, na kampie słyszę od Marty: „Katarina, sehr gut!”.
18 sierpnia 2012, autostrada gdzieś koło Drezna
Mój czas na Franken dobiegł końca. Sporo się tutaj nauczyłam, między innymi tego, że nie warto niczego planować, ponieważ najlepsze rzeczy zdarzają się przez tak zwany przypadek. Poznałam wielu wspaniałych ludzi z całego świata. Wspinałam się w międzynarodowym towarzystwie, a najbardziej urozmaicony skład zawierał przedstawicieli Hiszpanii, Izraela, Szwajcarii, Kolumbii i oczywiście Polski. Mimo, że staram się już niczego nie planować, jedno wiem na pewno – jeszcze tu wrócę!
Na Franken największą frajdę sprawiły mi drogi:
Isolation 8− RP na Grüne Hölle, Lohengrin 8− RP na Richard Wagner Fels, MA-RO 7+ RP na Leupoldsteiner Wand, Miss Piggy 7+ RP na Saufels, Tropisches Gewitter 7+ RP na Wolfsberger Grotte, Für Dich 7 OS na Röthelfels, Delikatesse 7 OS na Schlaraffenland i wiele, wiele innych.
Dziękuję wszystkim za ogromną pomoc, dobre rady(!), wsparcie moralne, podnoszenie na duchu, sprzęt i wiele innych rzeczy, które spokojnie można zaliczyć do kategorii „bezcenne”. Dziękuję AKG za wsparcie materialne i motywującą atmosferę!
Kasia Makasewicz