Kuba Korzeniowski: ferie zimowe 2016 w Hiszpanii
Tegoroczne ferie zimowe postanowiłem spędzić w towarzystwie Basi i
Tomka i ich pomarańczowego "Mystery Machine". Nie tylko ekipa, ale
również oba hiszpańskie rejony, w których się wspinaliśmy były dobrym
wyborem na pierwszy wyjazd po zimie.
Najpierw w Chulilli, a następnie w Bellus za cele obieraliśmy drogi od 6a do 7a. Taki dobór trudności pozwolił mi na swobodne wspinanie się on sight, a co za tym idzie porządny "rozwspin". Przez dwa dni spędzone w Chulilli najbardziej urzekła mnie ok. 30-metrowa 7a prowadząca zacięciem do trawersu podchwytami, żeby w końcu móc delektować pionowym wyjściem do łańcucha. Wysoka dla Tomka cyfra nie odstraszyła go od spróbowania swoich sił w nowej formacji.
Dwa dni później byliśmy już w Bellus i atakowaliśmy tamtejsze szóstki od a do c. Na pierwszy rzut oka podziurawione i niskie skały bardziej przypominały naszą Jurę niż znaną mi ze zdjęć Hiszpanię. Jak się okazało, nie było to przeszkodą w znalezieniu naprawdę fajnych dróg. Kierując się gwiazdkami w przewodniku trafiłem na zdecydowanie najciekawszą propozycję rejonu – Mutante. 25 metrów tej "ósemki a" było podzielonych na dwie części – młodzieżowe przewieszenie oraz techniczny pion. Ponieważ nigdy wcześniej nie spotkałem takiego ruchu w skałach, najbardziej spodobał mi się skok na wyjściu z przewieszenia. Dojściem do niego było kilka metrów rosnącego przewieszenia po dobrych chwytach, a wyjściem równie ciekawy – choć wcale nie łatwiejszy – pion. Tam Basia z Tomkiem walczyli na boulderowej 7a w lekkim przewieszeniu. Mimo obiecujących prób Basi, zdrowie przeszkodziło jej w zamknięciu projektu.Przez resztę wyjazdu wspinałem się głównie na tych samych drogach co Tomek i Basia. Wyjazd ten – tak jak planowałem – był dla mnie dobrą bazą do dalszego budowania formy w skałach i jednocześnie spokojnego zasmakowania słonecznej Hiszpanii.