Ela i Mateusz Haładaj: To był dobry rok
o sezonie AD 2016
Już sam początek roku 2016 zapowiadał się bardzo wspinaczkowo – sylwestrową noc spędziliśmy w Margalefie w bardzo sportowym towarzystwie i niemniej sportowej atmosferze. Kolejne dwa tygodnie poświęcone były na rozpoznanie terenu sektora Laboratori przed marcowym szturmem. Ela wykazała natomiast dużą determinację w nieco większym sektorze – Santa Linya, gdzie wymagający ciąg tufek kilkakrotnie zrzucał ją pod samym łańcuchem. Efektem był za każdym razem dość spektakularny lot wzbudzający ciekawość miejscowej gawiedzi.
Marzec to powtórka z rozrywki, ale w nieco mniej sportowej atmosferze i po kilku sesjach na panelu więcej. Dłuższy dzień, większa swoboda działania i mocniejsze dogięcie okazały się być dobrym sojusznikiem w realizacji wspinaczkowych celów. Ela z żelazną konsekwencją doszła do łańcucha Blomu 7c, pomijając jak zawsze dwie ostatnie wpinki, ja natomiast połączyłem w całość rozłożone na atomy ruchy drogi First Ley 9a+. Chyba mogę powiedzieć, że to moja nowa życiówka...
Wakacje okazały się okresem mało wspinaczkowym. Każdy znalazł jakąś wymówkę. Mnie kontuzja palca wyeliminowała z gry na całe 4 miesiące. Ela nie mogła się niestety zmotywować do samodzielnego wspinania. I dobrze, asekurowanie bez możliwości wspinania to przecież nic ciekawego. Wolny czas mogliśmy wykorzystać na przetestowanie TRX, który otrzymaliśmy na Bulderowych Derbach Łodzi...
Jesienią okazało się, że rehabilitacja z kolorowymi taśmami przyniosła całkiem niezłe efekty. Ela uporała się z drogą Piekło jest we mnie VI.4+ na Diabelskich Mostach, gdzie padł również rekord podbić w zośkę. We wrześniu przyszedł czas na przełożenie formy z TRX i zośki na frankoński wapień. Pomimo tego, że moje kaczki puchły w zastraszającym tempie, udało się prześlizgnąć przez kilka krótszych pasaży, a nawet wyrównać życiowy rekord OS w tym niewdzięcznym rejonie (Six feet under 8a+). Na tej samej skałce Ela przypomniała sobie ciąg przechwytów, który poznała dwa lata temu. Ku naszemu zdziwieniu chwyty nieco zmieniły swoją konfigurację. W tym przypadku forma z zośki pomogła opanować drżenie łydek, co zaprocentowało w postaci przejścia imponującej płyty Totenbrett 9+. Tutaj muszę podkreślić, że 7c+ to najtłustsza cyfra mojej żony!
Dobry rozbieg z Frankenjury zaowocował całkiem satysfakcjonującą formą w prawdziwych skałach. W Santa Linya pomimo sporych przygód udało się ostatecznie zaliczyć niewdzięczną Seleccio Natural 9a, na której co roku ubywa chwytów. Ela niestety znalazła kolejną wymówkę, by nie wspinać się w pięknych przewisach Katalonii, ale może chociaż AKG będzie miał niebawem nowego członka...
Ela na końcówce Blomu 7c w Santa Linya. Fot. Mateusz Haładaj
Próby na First Ley 9a+ w Margalef. Fot. Wojtek Kozakiewicz
Crux First Ley 9a+ w Margalef. Fot. Robert Muzyczka
Totenbrett 9+ na Franken. Fot. Mateusz Haładaj
Ruch w plecy na Seleccio Natural 9a w Santa Linya. Fot. Ela Haładaj
Zabawy w Siuranie. Fot. Alex Buisse
Na naszej hiszpańskiej kwaterze. Fot. Mateusz Haładaj