Relacja z wyjazdu do Chamonix

Relacja z wyjazdu do Chamonix

17 marca 2022 16:09

Cel: Chamonix, Alpy. 

Termin: 06 - 15.08.2021r.


Komplikacje przedwyjazdowe

Na początku lipca z kolegą Piotrkiem Zarembą uważnie śledziliśmy prognozy w Chamonix, patrząc niepokojąco na przeciągające się opady. Postanowiliśmy przełożyć wyjazd o tydzień do przodu. Niespodziewanie w weekend poprzedzający wyjazd Piotr przysłał bardzo złą wiadomość o zerwaniu troczka i skręceniu stawu podczas prób na jakimś projekcie na Jurze. Jest unieruchomiony na 2 miesiące ;/. Życzyłem szybkiego powrotu do zdrowia i zacząłem szukać wśród sprawdzonych znajomych wspinaczy kto byłby zainteresowany wyjazdem do Chamonix. Ktoś tam pojawił się na horyzoncie, kilka osób nie do końca zdecydowanych. Na dodatek żeby kontuzji było mało, sam doznałem dziwnego upadku w ten sam nieszczęsny weekend przy zejściu z Kieżmarskiego Szczytu przełęczą Huncowską. Niefortunnie obsunął się kamień pod stopą i zrobiłem „fikołka” do przodu, na szczęście w kasku, jednak sprawa była także na tyle uciążliwa (L4 od pracy siedzącej), że wyjazd musiałem przełożyć o kolejny tydzień. Na szczęście w tym przed-wyjazdowym nieszczęściu pojawił się zdecydowany kolega Kamil Żmija z deklaracją wyjazdu, tak aby wrócić  maksymalnie 15- tego sierpnia. No lepszy tydzień niż nic, więc jedziemy!


Wyjazd

Wyruszyliśmy 06-tego sierpnia po pracy. GPS pokazywał ponad 14h jazdy, więc szybko zapadła decyzja o postoju na 1 dzień w Hollentalu. Pierwszy dzień jak się okazało był dla mnie dość ciężki ze względu na wciąż „sztywną” szyję i ból pleców. Zrobiliśmy zatem lajtowy rozwspin na dwóch drogach King Kong Koarl 6+ (2,5h) na Blechmauer oraz drodze nr 9 o trudnościach 7 (2h) na Gaisbauerwand. Następnego dnia w niedzielę rano o 5-tej  ruszyliśmy bezpośrednio do Chamonix. 



Po wyjściu z drabin bliżej schroniska na żółty szlak.  W drodze na Igły od południa, piękny zachód słońca, ale do miejsca na biwak i do schroniska jeszcze trochę…


1 dzień wspinania w Chamonix / Igły od północy

Po dotarciu do celu i zrobieniu szybkiego rozeznania o co chodzi z tymi kolejkami i parkingami, postanowiliśmy wspiąć się gdzieś na Igłach od północy na jeden dzień. Zebraliśmy się na jedną z pierwszych kolejek  na Plan de l’Aiguille. Na podejściu zeszło nam więcej niż sugerowało topo rock fax, pewnie z racji postojów na fajkę oraz lekkiego kluczenia na morenie „lodowca”. Pod samą drogą jakieś 200-300m faktycznie był śnieg (lód) i raki koszykowe na podejściówki się przydały. W ramach rozwspinu w lokalnym granicie wybraliśmy nie za długą drogę Nabot Leon 6a (5c) na Red Pillar of the Blaitiere, przechodząc ją w czasie 4h (OS). Ostatnia kolejka powrotna była o godzinie 18tej i udało się przed czasem dotrzeć do stacji.  


   
od lewej: (1) Plan de l’Aiguille, przed zjechaniem kolejką. Można kupić pamiątki; (2) Kamil chyba na przedostatnim wyciągu na Nabot Leon 6a (5c) na Red Pillar; (3) Igły od od północy, taki mniejszy pypeć z lewej na dole przy głównym masywie to Red Pillar, podejście pod ścianę od lewej przez „lodowiec”, którego nie widać

2 dzień / transport na Igły od południa

Drugiego dnia transportowaliśmy się za pomocą „tramwaju” do Montenvers, skąd czekała nas przeprawa z ciężkimi plecakami przez lodowiec Mer de Glace. Najpierw zejście drabinami, później kamienisty lodowiec, następnie zaś drabiny z tym że tym razem do góry, no i później oznaczonym żółtym szlakiem w kierunku schroniska Refuge d’Envers des Aiguilles (2523m.). Wystartowaliśmy dość późno, bo o 16,30 byliśmy na Montenvers. Zakładaliśmy 4h, ale zajęło nam to w sumie 6h, aby już po zmroku znaleźć dogodne miejsce do biwakowania - blisko ścieżki do schroniska, niemalże naprzeciwko Tour Rouge. 


   
od lewej: (1) W drodze na Mer de Glace, widać go na dole; (2) Po zejściu z drabin bliżej kolejki, w drodze przez Mer de Glace; (3) Tędy jest wejście po drabinach na żółty szlak, bliżej schroniska. Trzeba wypatrywać  żółtych znaków na ścianie. Wejście po starych drabinach jest niedostępne, widać po nich ślady

3 dzień / Le Piege 6b+, Tour Verte

Transport plecaków dał w kość. Trzeba było wybrać coś krótkiego. Postanowiliśmy działać na małej ścianie Tour Verte zlokalizowanej blisko schroniska, gdzie nawet nie trzeba zakładać raków na podejściu. Wybraliśmy drogę Le Piege (200m) wariantem prostującym z dołu za 6b+ oraz po drugim wyciągu na wprost do góry, gdzie zaskakujący okazał się 4ty wyciąg, najmniej ewidentny i z najgorszą asekuracją. Całość udało się przejść w czasie 6h (OS). Fajna droga, szczególnie w wariancie prostującym, który zbiera trudności przez wprost ściany. Nawet nawalczyłem się na tym 4tym wyciągu. 


   
od lewej: (1) Wojtek na Le Piege (200m), ten odcinek był akurat łatwy, wyżej  trudniej, Tour Verte; (2) Wojtek na Le Piege (200m), dojście na top, Tour Verte; (3) Kamil na Le Piege (200m), Tour Verte


4 dzień / Elle a du le faire 6b+, 1st Pointes des Nantillons (część Little Yosemite)

Ogólnie rzecz biorąc przydałby się tutaj rest i atak następnego dnia na coś dłuższego. Jednak postanowiliśmy zrobić rekonesans na ścianie 1st Pointes des Nantillons (część Little Yosemite) na krótkiej drodze Elle a du le faire 6b+. Trochę dłuższe podejście w rakach niż dzień wcześniej, trzeba mieć na uwadze późniejsze zjazdy najlepiej pod sam start drogi, ze względu na nachylenie terenu pod ścianą. Najbardziej psychiczny okazał się dość powietrzny czwarty wyciąg 6a. Całość przeszliśmy w niecałe 4 godziny, po zjechaniu do podstawy ściany zaczęło padać. W sumie dobrze, że nie wybraliśmy się na coś dłuższego.  Droga fajna, momenty dość wymagające. 


   
od lewej: (1) Blisko 1st Pointes des Nantillons; (2) Na 1st Pointes des Nantillons (część Little Yosemite) na krótkiej drodze Elle a du le faire 6b+, wyjście na półkę ze stanem; (3) Na drabinach na żółty szlak, bliżej schroniska. Są też odcinki pionowe, ale drabiny są nowe i startują z samego dołu lodowca


5 dzień / Marchand de Sable 6a+, Tour Rouge

Piątek 13ego okazał się najbardziej przygodowy, nie obło się bez niespodzianek. Obudziły nas kruki, może nawet te same co kilka dni temu zjadły Kamilowi jego kabanosy. Ogólne zmęczenie się zasilało i wstaliśmy dość późno. Po krótkim podejściu i wyszpejeniu, wspinanie zaczęliśmy o godzinie 11tej na przepięknej drodze Le Marchand de Sable 6a+, 330m. Po pokonaniu pierwszych trudności na pierwszym wyciągu mieliśmy dość sprawne tempo, łącząc często 2 wyciągi na raz na pełną długość liny 60m. Na końcowym wyciągu, który prowadził Kamil zaczęły latać nad nim zaś te same kruki. Na ostatnim stanowisku byliśmy po 8 godzinach (całość w stylu OS) i zaczęliśmy zjazdy jeszcze jak było widno. Podczas drugiego zjazdu na prawie całą długość liny okazało się, że się zaklinowała… i musieliśmy podchodzić na repikach do stanowiska nieco wyżej i bardziej z prawej strony, żeby ją uwolnić. Trochę zeszło nam na te operacje, jednak dobrze że taka sytuacja wystąpiła w dobrych warunkach pogodowych bez deszczu. Warto mieć naprawdę mocną czołówkę  przy tego typu akcjach. Ta droga to istna alpejska perła! Mega wspinanie! - na przemian rysami (asekuracja na własnej) i płytami (są spity). Jeśli zależy komuś na fajnym i litym wspinaniu w górach, nie koniecznie na parchu przez kilkaset metrów to szczerze polecam. 


6 dzień / powrót

Po trzech dniach wspinania w ciągu, bez resta i wcześniejszym transporcie plecaków jesteśmy lekko mówiąc zmęczeni, więc czwarty dzień wspinania nie wchodzi w grę. Robimy wycof przez lodowiec Mer de Glace i powrót do Polski. 


   
od lewej: (1) Miejsce biwakowe. Pakowanko; (2) Powrót do domu, przed zejściem drabinami bliżej schroniska; (3) Lodowiec Mer de Glace już praktycznie nie istnieje. Są archiwalne zdjęcia na górnej stacji kolejki, jak to było 50lat temu. Robi wrażenie. 


Podsumowanie

Ogólnie po tym tygodniu dopiero się rozwspinaliśmy, teraz należałoby dobrze wyrestować i zostać na kolejny tydzień. Jestem pewien, że padły by lepsze cyfry i dłuższe drogi. Kilka pouczających incydentów także daje do myślenia na przyszłość, jeśli chodzi o działalność w górach. Wyjazd udany, trochę pod hasłem „rekonesans w Chamonix”, ale za rok jak zdrowie i pogoda pozwoli na pewno tam wrócę.  Jest mega, jak dla mnie to raj wspinania tradowego w granicie. W Europie nie udało mi się na razie „odkryć” nic lepszego.

 
od lewej: (1) Powrót do domu, na dole na lodowcu, po zejściu drabinami bliżej żółtego szlaku i schroniska, przed wejściem drabinami bliżej kolejki (te są krótsze); (2) Bio-mycie skarpetek bez mydła


Ogromnie dziękuję za wsparcie finansowe!

Wojtek Kujawski

Robokop Kanfor Atest Biznes w kadrze Satori Druk
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności.