Anna Korzeniowska, Paweł Grenda (AKG Łódź)
14-15.07.2024
W 1970 roku ukazał się legendarny przewodnik Waltera Pause i Jurgena Winklera po 100 najważniejszych wspinaczkach w Alpach. Wśród wybranych linii znalazł się północny filar Mt. Agner, droga wytyczona w 1932 roku przez Gilbertiego i Soravito. W przewodniku czytamy, że jest to „wspaniałe i romantyczne przedsięwzięcie dla doświadczonych wspinaczy o dużej odporności fizycznej. Fascynująca przygoda alpinistyczna.”
Ta najdłuższa droga wspinaczkowa w Dolomitach, wymarzyła się Pawłowi w 2019 roku, ale wówczas jemu i Pustemu nie dopisała pogoda. W tym roku nie było wymówek. Od miesięcy o niej czytaliśmy, prognoza przewidywała 2 dni super stabilnej pogody no i śniło mi się, że ją robimy, a takich okoliczności nie wolno ignorować ;)
14.07.24 o 5:11 rozpoczęliśmy podejście pod drogę, zakończone złapaniem po jednym kleszczu na osobę. Pierwsze 10 wyciągów III-IV (z miejscami za V) doprowadza do 150 m kosodrzewiny. Gilberti, wytyczając tą drogę, pokonywał je z maczetą. Żałowaliśmy, że jej nie mamy…
Następnie piękna, grań (II/III) na lotnej, trochę łatwego terenu i kominy… Tu prowadzenie miał przejąć Paweł, ale głaz wielkości pralki, zsuwający się na linę i jego stopy, zrył nieco psychę. Po obejrzeniu cieknącego, oślizgłego komina zaczął wspominać o wycofie, więc zmianę na prowadzeniu musieliśmy odroczyć. Nastąpiła w świetle latarki, na dwa wyciągi przed półką biwakową, na której spędziliśmy noc. Piękne rozgwieżdżone niebo, wygodne legowisko na linach no i ciepły śpiwór. Spało się tak dobrze, że wstaliśmy dopiero po 7-ej…
Drugi dzień to w większości wymagające wspinanie, a przy braku wody, która się już skończyła, nawet trójkowa grań na lotnej, wyprowadzająca na szczyt, była wyczynem jak zdobywanie ośmiotysięcznika. Postój co trzy metry…
Na szczęście na górze czekał topniejący śnieg, który pozwoli napełnić bukłaki. To nie jest standard na tym szczycie. Zazwyczaj śniegu tam nie ma latem. Zatem tu zdecydowanie dopisało szczęście, a nie przygotowanie…
Później już „tylko” 4 godziny zejścia ferratą do schroniska Scarpa i 20 km do samochodu (podwiózł nas operator schroniska).
Koniecznie należy wspomnieć, że schemat drogi, wykonany przez Wojtka Michalskiego (UKA Warszawa) z zespołem, jest genialny! Szliśmy jak po sznurku.
Mądrości na przyszłość:
- Za dużo jedzenia, za mało wody.
- Za długo spaliśmy, za późno rozpoczynaliśmy wspinanie (zarówno pierwszego dnia jak i drugiego, w ścianie)
- Nowa, nieprzetestowana lina. Ciągłe rozplątywanie jej, zajęło pewnie łącznie około 3h!!!
- Nieprzygotowanie na przeprawę przez płat śniegu między ferratą, a ścieżką do schroniska. Nigdzie o tym nie wyczytaliśmy i w efekcie, bez raków i czekana, opuszczanie na linie zabrało nam dodatkowe 40 minut.
Anna Korzeniowska