Wszystko albo nic, czyliUltramaraton Podkarpacki 2018Po ostatnim starcie w UP w 2016 roku powiedziałem sobie, że do Rzeszowa już nie wrócę, chociaż organizację biegu uważałem za jedną z najlepszych, jakich doświadczyłem. A trzeba dodać, że UP w 2018 liczył dopiero V edycję. Jedynym, acz dobitnym powodem, była duża ilość asfaltu na trasie, która w połączeniu z ciepłą majową aurą potrafi ścinać białko w oku. To nie dla mnie – mówiłem. Wystarczył rok, żeby asfaltowe, mordercze etapy pozostały zwyczajnie mglistym wspomnieniem.Kierunek Rzeszów. Wsiadam w caddylaka i cisnę, bo jak zwykle jestem spóźniony ;-). Po odebraniu pakietu pozostało mi tylko sprawdzenie wyposażenia na jutro, przygotowanie ciuchów i zatankowanie węgli na najbliższe godziny, czyli pizza party! Organizatorzy zaplanowali start o 2:00 w nocy, więc czym prędzej trzeba się kłaść spać, w zatłoczonej sali gimnastycznej.01:55Za kilka minut po raz drugi zmierzę się ze 115-kilometrową trasą rzeszowskiego ultramaratonu. W 2015 r. byłem siódmy w generalce, ale tym razem apetyt ostrzę na pudło. Więcej, przygotowywałem się ponad 2 miesiące do tego biegu, jakieś półtora miesiąca więcej niż zwykle! Odhaczam w głowie swoją ultralistę: żele w prawej kieszeni, baton z tyłu, muza w lewej, NRC jest, paznokcie obcięte, telefon naładowany, GPS odpalony, ściąga z czasówkami jest, buty podwójnie zasznurowane… no właśnie, buty. Z butami jest problem. To znaczy będzie, bo jeszcze w nich nie biegałem. Tak, serio. Nie biegałem. A jak mówię, że nie biegałem, to znaczy nul, nic, zero. Kupiłem je dwa dni przed startem, dlaczego? Długa historia. Czyli dopuściłem się czegoś, czego się nie robi w świecie ultra. To jak wyskoczyć z pędzącego pociągu i liczyć, że wpadnie się w kartony jak Hanka w „M jak miłość”. Trudno. Będzie boleć. Raz kozie śmierć!Janusz Cłapiński. Po …
• • •