Clècy - Francja
14 stycznia 2013 21:21

Clécy - Francjasierpień 2003Do Francji pojechaliśmy przede wszystkim w celach turystycznych. Planowaliśmy skoncentrować nasze działania głównie na północy. Podstawowymi celami wycieczki był Paryż, oraz leżące nad kanałem La Manche Normandia i Bretania. W tym miejscu wyrażam słowa uznania dla Aśki, bo to ona zaplanowała i przygotowała kolejne punkty naszego wyjazdu. Zrobiła to wzorowo. Nie omieszkała również sprawdzić, czy nie ma w tych okolicach ogródków skalnych. Wszyscy wiedzą, że najatrakcyjniejsze regiony pod kątem wspinaczkowym znajdują się na południu. Okazało się jednak, że również Normandia i Bretania mogą zaoferować moc atrakcji w tej dziedzinie i to zarówno w głębi lądu jak i na klifach, nad morzem. Nie interesowały nas buldery, a zatem odpadało Fontenblau. Z pozostałych miejsc wybraliśmy Clécy. Znajduje się ono 30 kilometrów na południe od Caen. Leży w regionie nazywanym "Normandia Szwajcarska". Miejsce to opisane było jako jedno z najciekawszych, a poza tym było nam bardzo po drodze.Pan Dennis wysadził nas zaraz przed miastem. Dostaliśmy od niego po krawacie, oraz zaproszenie do jego domu w Cancale (z którego nie omieszkaliśmy skorzystać w późniejszym etapie naszej podróży). Oczom naszym ukazał się imponujący wiadukt i znajdujące się zaraz za nim wysokie, na oko bardzo zachwaszczone skały.Nie zastanawiając się długo wdrapaliśmy się na wielką kamienną konstrukcję, po której przedostaliśmy się na drugi brzeg rzeki. Kończyły nam się pieniądze, więc nocleg na kempingu nie wchodził w rachubę. O tym żebyśmy rozbili się na nim za darmo, młody człowiek znajdujący się w recepcji nie chciał w ogóle słyszeć. Na moją gorącą prośbę pokazał nam jednak miejsca gdzie można było rozbić namiot i gdzie nikt nie powinien się do niego przyczepić. Do wyboru mieliśmy albo polanę na szczycie (brak dostępu do wody, podchodzenie z ciężkim plecakiem), …

• • •
Aconcagua
14 stycznia 2013 21:20

O zdobyciu szczytu Aconcagui w Płd. Ameryce (8 - 13 stycznia 2004)Podróż pod nasz Cel upłynęła spokojnie i bez niespodzianek. W Santiago de Chile było lato (33oC w cieniu) i wspaniały park miejski na kilku bardzo stromych wzgórzach z kolejką jak na Gubałówce, ZOO, basenami i mnóstwem innych atrakcji (szczególnie dla dzieci), a także niezłe jedzenie w knajpie na rogu. Były też równie liczne, co zdecydowanie zbyt obfite w kształtach przedstawicielki płci w nie do końca - w ich przypadku - przemyślany sposób zwanej "piękną".Chile (przynajmniej stolica) wygląda na kraj nieco biedniejszy od Polski, jest sporo bezdomnych (ale mają lepsze warunki, bo jest cieplej), a ceny są nieco wyższe. Natomiast na każdym kroku spotyka się policję i innych mundurowych, więc jest bezpiecznie, tym bardziej, że zdają się oni wypełniać swoje zadanie OBSERWACJI, a nie czepiania się cudzoziemców w nadziei wyłudzenia łapówki, jak to jest np. w Rosji. Co ciekawe, każdy mundurowy - nawet strażnicy w Ogrodzie botanicznym - nosi pistolet. W supermarkecie jest ich kilkunastu, stoją na podwyższeniach i bacznie obserwują salę.W Santiago Udało się zauważyć kilka niesamowitych rzeczy. Po pierwsze pewien gatunek drzewa, który byłby zwyczajny, gdyby nie korzeń, który jest jakby kołem otaczającym podstawę łodygi. Coś jak betonowa …

• • •
Krym
14 stycznia 2013 21:15

2-16 września 2003Cześć, niedawno wróciłem do Polski. Słyszałem, że jedziesz z Pawłem na ten Krym. - No właśnie, jedziesz z nami? - Nie wiem jeszcze. Na ile jedziecie, bo ja muszę być w Łodzi najpóźniej koło 16-tego. Na dwa tygodnie to chyba nie opłaca mi się jechać. - Coś się wykombinuje, najwyżej wrócisz wcześniej... Po małym poślizgu z powodu opóźnienia pociągu z Łodzi Kaliskiej, nie za wcześnie, nie za późno jesteśmy w Przemyślu. Jest nas sześć sztuk, bo oprócz Marcina, Pawła i mnie do wyjazdu dołączyły Kaśka, Gabrysia oraz Sebastian. Czekamy jeszcze tylko na koleżankę Marcina, która też zdecydowała się na wyjazd z nami, a dojeżdża z Warszawy. O jest. …

• • •
Les Calanques
14 stycznia 2013 21:07

Les CalanquesBył to mój pierwszy wyjazd na "west", wyjazd, który istniał w mojej głowie na długo przed jego realnym pojawieniem się. Przygotowywałem się do niego, zarówno mentalnie jak i fizycznie już od końca wakacji. Nękałem wszystkich wokoło różnymi pytaniami, a odpowiedzi, które otrzymywałem w coraz większy i wyrazisty sposób kreowały moją wyimaginowaną wizję wspinaczkowej przygody. A była ona pełna ciepłych, a w zasadzie upalnych dni, wypełnionych wielogodzinnymi "przygodami" w ścianie. Piękne, techniczne wspinanie w różnokolorowej skale, a w oddali niebieściutkie, spokojne (albo i nie) morze. Wieczorami rozmowy, spostrzeżenia i radości wynikające z pierwszych sukcesów, a także wspomnienia i opowiastki, szczególnie tych starszych kolegów. Z takim mniej więcej obrazem pojawiłem się …

• • •
Kiedy nie ma jak się wycofać... ...ani zjechać
14 stycznia 2013 21:02

Kiedy nie ma jak się wycofać... ...ani zjechać5 stycznia 2004Plaża... Poranek... Sperlonga... Szumi morze... "Wspiął bym się..." Leżę przed namiotem... "Co by tu dzisiaj załoić..." Grzeje cieplutkie słoneczko... "Drogi na klifie już mnie nudzą..." Poldek Makarów odstawiony do serwisu... "W grocie dla mnie zostały tylko jakieś extremy..." "Jakbyś naprawdę chciał się tam wspiąć, to byś już dawno poszedł..." To słowa Makara, które nie pozwalają mi się skupić na niczym innym. A mowa jest o pięknym klifie w Gaecie - 120 metrowym kawałku skały sterczącym z morza, o którym słyszałem to i owo od znajomych, jaki to tam jest super wspin. Marzę o nim od dłuższego już czasu. Spędza mi on sen z powiek od dwóch miesięcy - od momentu kiedy się dowiedziałem, że jedziemy do Sperlongi. Oto nasz cel - Montagna SpaccataZdjęcie pochodzi ze strony www.climbonthe.net, udostępnił Giulio Cavalli. A teraz są właśnie idealne warunki na wybranie się tam: świeci słońce, wiatru nie ma, morze spokojne i ani jednej chmurki na niebie. W dodatku jest poniedziałek, więc szansa spotkania kogoś na drodze drastycznie maleje. To czemu właściwie tam nie idziemy jeszcze? Ano właśnie. Jest dopiero (a może już) 10 godzina. Niech tylko Aga wróci z kibelka - zaraz się jej …

• • •
Piz Badile
14 stycznia 2013 20:55

Piz BadilePo tamtej stronie chmur Pomysł wyjazdu do Szwajcarii zrodził się w naszych głowach kilka tygodni przed wakacjami. Kilku zapaleńców i miłośników górskiego wspinania postanowiło obrać za główny cel podróży słynną drogę Cassina na Piz Badile w Alpach Szwajcarskich. Każdy z nas szukał na własną rękę jakichkolwiek informacji, na temat tamtych rejonów. Interesowała nas przede wszystkim topografia, schematy dróg, klimat, jak również bardziej przyziemne sprawy jak warunki bytowe, ceny paliwa i jedzonka. Na początku było wielu chętnych, którzy z aprobatą spoglądali na wysoko w chmurach zawieszony szczyt Badile. Jednak z czasem nieubłaganie przybliżającym nas do dnia wyjazdu, nasza grupa skurczyła się do czterech wytrwałych i nieustraszonych osób. Są nimi: Paweł Pustelnik - "Pusty", Grzegorz Kowalski - "Kinder", Artur Klikowski - "Kliki" i ja, chyba najskromniejszy z tej grupy:). Jak każda szanująca się polska wyprawa stawiamy na oszczędność. I tak wyruszamy malutkim samochodzikiem Punto Bianco, w którym po załadowaniu wszystkich worów, lin, sprzętu biwakowego i wspinaczkowego, kierowca po wielu przymiarkach musi skurczyć się jeszcze o połowę. Ale udało się, nareszcie w drodze!!!Naszym celem był Badile, ale bez aklimatyzacji i odpowiedniego przygotowania się nie było mowy o wspinie linią Cassina. Strategia nasza obejmowała dwu tygodniową aklimatyzację w Alpach Szwajcarskich, w rejonie przełęczy Furka Pass (ok.2100 m n.p.m.). Furka Pass to nic innego jak baza wojskowa, która służy w okresie zimowym jako schroninie dla wojska białego krzyża. Latem jest opustoszała i pozostawiona bez żadnej opieki. Napotykamy tam na zaledwie kilka namiocików, należących do wspinaczy z różnych stron świata. Z przełęczy rozpościera się niesamowity widok. Z jednej strony pietrzące się ściany Klein Buhlenhornu i Gross Buhlenhornu, odwracając głowę w przeciwnym kierunku widzimy już wielki lodowiec, a w oddali najwyższe szczyty. Tu ścierają się dwa …

• • •
Weekend majowy w Paklenicy
14 stycznia 2013 20:53

Weekend majowy w PaklenicyLegendarne już chyba święto dla polskich wspinaczy. W przeważającej ilości przypadków, w tym również dla mnie pierwsza możliwość dłuższego kontaktu ze skałą. Cel Chorwacja, a zatem wąwóz Velika Paklenica. 25 kwiecień, opuszczamy Łódź. Jedziemy w składzie Przemek, Mariusz, Zeus i ja. Podróż upływa bardzo żwawo. Po krótkim noclegu na parkingu i śniadaniu nad wodospadami Rastoke w Slunju jesteśmy na miejscu. Przed nami już tylko rytuał logowania na polu namiotowym i hajda w skały.Dzień pierwszy - "Paklenica wita nas deszczem"Wąwóz Velika Paklenica leży na terenie Parku Narodowego do którego wstęp jest oczywiście płatny. Bogaci w doświadczenia sprzed roku, przyjmujemy taktykę wczesnej pobudki wg. założenia że "Kto rano wstaje, …

• • •
Wojaże po Alpach, 2002r
14 stycznia 2013 20:49

Jak dwójka 'meneli' spędziła wakacje 2002 rokuczyli opowiadanko z wyjazdu w Dolomity i Alpy Francuskiezespołu Maciek Fijałkowski ('Fijał'), Andrzej Lipka ('Al')Superdiretissima (IX) na Cima GrandeSiedzimy już na Frankenjurze ponad 1,5 tygodnia... Adam napiera jak dziki, ale widać, że dopiero się rozkręca. Ma niesamowitego spręża. A mnie z Fijałem coś tego właśnie brakuje. Ale co tu ukrywać? Błądzimy już myślami po ścianach 'troszkę' jednak większych - Alpy, Marmolada... Z drugiej strony jest i strach, jak sobie tam poradzimy jak już tu nas 'gnie'. Małe doświadczenie, ale duży zapał. Ale to drugie jest chyba najważniejsze. Siedząc na tyłkach nie zdobędziemy tego doświadczenia. Czekamy na Pawła, a dokładniej namiot i trochę naszego szpeju, …

• • •
Robokop Kanfor Atest Biznes w kadrze Satori Druk
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności.