Jak dwójka 'meneli' spędziła wakacje 2002 rokuczyli opowiadanko z wyjazdu w Dolomity i Alpy Francuskiezespołu Maciek Fijałkowski ('Fijał'), Andrzej Lipka ('Al')Superdiretissima (IX) na Cima GrandeSiedzimy już na Frankenjurze ponad 1,5 tygodnia... Adam napiera jak dziki, ale widać, że dopiero się rozkręca. Ma niesamowitego spręża. A mnie z Fijałem coś tego właśnie brakuje. Ale co tu ukrywać? Błądzimy już myślami po ścianach 'troszkę' jednak większych - Alpy, Marmolada... Z drugiej strony jest i strach, jak sobie tam poradzimy jak już tu nas 'gnie'. Małe doświadczenie, ale duży zapał. Ale to drugie jest chyba najważniejsze. Siedząc na tyłkach nie zdobędziemy tego doświadczenia. Czekamy na Pawła, a dokładniej namiot i trochę naszego szpeju, które ma nam dowieźć. Wreszcie. Od razu decydujemy się na wyjazd. Jeszcze tylko dwie godzinki pakowania worów, krótkie pożegnania, wsiadamy do furaka Szafy i ruszamy... Do najbliższej stacji! I to nie po to by zatankować. Tak, 'menele' nie wożą się specjalnie - stop - kierunek Chamonix.Po niecałych 20 godzinach ląduje w 'Szamoniowie'. Wchodzę do centrum przewodników i Fijał właśnie też się tam pojawia. Mamy zgranie. Widoki mnie powalają. Ogrom tego wszystkiego mnie przeraża. Widoki lśniących w słońcu lodowców przytłaczają. Takich gór jeszcze nie widziałem. Jasne - Tatry, czy nawet Tre Cime w Dolomitach. Ale to zupełnie inna skala. Widzimy gdzie musimy się wdrapać. Cel jest 1000 m przewyższenia nad nami. To tzw. Plan. Tam chcemy wtachać (no bo przecież kolejka to równowartość tygodniowej diety!) wory i siebie. Ale, po zrobieniu zakupów żarcia, stwierdzamy że jednak się zakatujemy. Z bólem wyciągamy zaskórniaki i do kolejki. Widoki super, psycha też, bo słońce wciąż przyświeca. Na Planie znajdujemy super kolebę, nie wiedząc jeszcze że nieraz nas 'uratuje'. Jemy kolację, pakujemy się na jutro …
• • •