Ela i Mateusz Haładajowie: Podsumowanie sezonu 2015 Miniony rok dostarczył nam wielu pozytywnych wrażeń, nie tylko na polu wspinaczkowych aktywności. Aby łatwiej było nam się odnajdywać w wirtualnej rzeczywistości i nie przysparzać czytelnikom klubowej strony WWW komplikacji, postanowiliśmy zacząć wreszcie używać jednego nazwiska.Wracając jednak do porządku chronologicznego należałoby wspomnieć, że w maju, po długiej hiszpańskiej manianie nastąpił przełom w postaci przejścia pewnej długiej i stromej trasy na znanym zboczu skalnym. Mowa o śmiesznie brzmiącej i niepozornej drodze Papichulo, która wyznaczyła nowy maksymalny poziom w moim kajecie, a przy okazji stała się także najtrudniejszym przejściem Polaków w ogóle.Lato miało być okresem odprężenia i spijania drinków z parasolkami – miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Głównie za sprawą zmęczenia ciągłymi wyjazdami. W konsekwencji postanowiliśmy ograniczyć się do maksymalnie 15 minut jazdy i tak oto we dwójkę odprężyliśmy się nieco w suficie jaskini Mamutowej. Ela pokonała tu swój nowy personal best (choć wycena może tego nie sugerować) i spucyła porządnie kaczkę na Jamniku (VI.4+), a ja postanowiłem powalczyć sobie techniką Capoeiry (VI.8). Mimo, że w planach było jeszcze porządne „zmielenie” kaczki na Stali Mielec (VI.8+) oraz „wychłostanie” na ciągowym odcinku środkowego przęsła (VI.5), plany pokrzyżowała niewdzięczna Frankenjura.Tutaj, co prawda, Eli udało się prześlizgnąć przez kolejny stromy personal best (choć wycena może tego nie sugerować) w postaci Liebe ohne Chance (IX), jednak ostateczne poszukiwanie Świętego Graala zakończyło się o ruch od celu, na ostatnim oblaczku przed łańcuchem. Na szczęście z październikowego wyjazdu na Franken udało się wrócić bez odmrożeń…Końcówkę roku umilamy sobie intensywnymi ćwiczeniami w mrocznych piwnicach Korony (sorry AKG, podobno „królowa jest tylko jedna”), a w przerwach pracuję nad ochronną warstwą smalczyku przed lipcową wycieczką z biurem podróży Yeti Greenland Tours. Mateusz …
• • •