Wakacje w śniegu
15 stycznia 2013 21:33

Wakacje w śniegu - o letnim wejściu na Mt. Blanc (29 lipca - 1 sierpnia 2004)Za oknem zaczęła się zima. To przypomina mi nasze wakacje...A skoro jest już zima, to nieuchronnie zbliżają się następne wakacje, rodzą się jakieś pomysły jak je spędzić i może ktoś w zaciszu ciepłego domu wymyśli żeby wybrać się w Alpy i wejść na Mt. Blanc. Wśród naszych znajomych wiele osób było na tej Górze, ale krążą tylko ustne przekazy o ich przygodach a ja zaryzykuję i postaram się nasze wrażenia spisać i okrasić fotami.POMYSŁMadzi wydawał mi się nierealny. Stan uczucia nierealności trwał do momentu wyjazdu, ale mimo to był to okres dość porządnych przygotowań, kompletowania sprzętu (a właściwie pożyczania większości rzeczy, za co dziękujemy szanownym pożyczającym). Zdobywania wiadomości o M.B. (M.G., książka "Wysokie Szczyty Alp", internet i przekazy ustne Majki i Mikołaja, Szyny, Ani Sztombki i Juliusza)WYJAZDPo kilkukrotnym przesuwaniu, po prawie jego odwołaniu, a potem po zapakowaniu niezliczonej liczby rzeczy, jedzenia i nas: Madzi, Moniki, Juliusza, Sylwka i mnie, wyjechaliśmy w niedzielę (25.07.2004). Droga minęła elegancko a Sylwek okazał się porządnym kierowcą, który szczęśliwie dowiózł nas na czwartą w nocy do Les Houches. Zabiwakowaliśmy pod gołym niebem na małym parkingu u samego wejścia na ścieżkę, którą rusza się na Mt. Blanc.WSPANIALEjest obudzić się z błękitem nad głową, zielenią jakiegoś pagóra dotykającego nieba przed oczami i dzwonieniem owczych dzwonków w uszach - tak jesteśmy w Alpach!ALPYZ Les Houches zobaczyliśmy dopiero ogrom i piękno skalnych szczytów pokrytych złotym w porannym słońcu śniegiem. Potem odłącza się Julek, on zaczyna wchodzić od razu z umówionym kumplem. My przez 2 dni pozostajemy niżej - Le Brewent 2525 m n.p.m., lodowiec des Bossons, przeciskamy się przez tłumy w Chamonix, sprawdzamy pogodę …

• • •
Alpejski Tour '04
15 stycznia 2013 21:27

Przydługa relacja pewnego wyjazdu ujęta w ramy antologii piosenki polskiej"Wsiąść do pociągu...Byle jakiego..."-czyli-czwórka bez sternika w drodze do Chamonix[...] Muszę chyba szybciej machać tymi rękami bo zaraz zamarznę. Kurcze, zimne te noce choć mamy przecież początek lipca. No tak, ale nocleg bez śpiwora pod drzwiami dworca w Gorlitz to przecież nie są luksusowe warunki. Dochodzi piąta. Za chwilę wspaniała Deutchebahn otworzy przed nami swoje podwoje. Jeszcze tylko zakup wiadomego biletu i już lokujemy się w smukłym czerwonym pocisku, którym zaraz pojedziemy do Hof. [...] Kolejna stacja. Kolejny pociąg. Kolejny przedział. Paweł oddał się w słodkie objęcia snu. Grendi grzebie coś przy telefonie. Ja kontempluję rozległe równiny Europy środkowej, a Szyna z namaszczeniem pożera kolejną paczkę żelków. Niedługo Bazylea. Stacja końcowa. Stamtąd dalej pojedziemy stopem. [...] Przyjemnie jest leżeć sobie w ciepłym śpiworze, zajadać bagietkę (0,85 €) z masłem (0,80 €) i popijać napój pomarańczowy (1,50 € - kupiony do spółki). W takim momencie nie przeszkadza ci nawet, że znajdujesz się na samym środku peronu kolejowego w Chamonix, a dookoła kręci się pełno ludzi. Ważne jest to, że masz widok na Igły. Jesteś już na miejscu."Ach jak ten śnieg pada...Nie ma śladu po śladach..."-czyli-bierki, literatura i zajęcia w podgrupach[...] Przesadziłem trochę …

• • •
BMC International Climbing Meet
14 stycznia 2013 22:02

Plas y Brenin(9-16 maja 2004), Walia PółnocnaOGÓLNIE7 dni na miejscu, z czego 6 ciężkiego łojenia. Około 40 zagranicznych i 50 miejscowych wspinaczy. Ogromna różnorodność stylów wspinaczy - od Big Wali w Karakorum, Patagonii i Kirgistanie po bouldery w Północnej Walii i Peak District. Tydzień dobrej pogody. Perfekcyjna organizacja. Tylko te śniadania: bekon, fasola i jajka. A mogło być tak pięknie.SKAŁYPółnocna Walia cechuje się dużą różnorodnością typów skał. Wulkaniczne bloki w nadmorskim Port Ysco, granitopodobne Llanberis Pass, bardziej granito a mniej podobny Tremadoc, klifowy Gogarth i Roscholyn i najbardziej oryginalny "slate" u wylotu Llanberis Pass. Każdy dzień był inny, a każda wspinaczka wyjątkowa - i to z wielu względów. Skały nie …

• • •
Plas y Brenin, Walia, 2000r
14 stycznia 2013 21:55

Zobaczyć klify(pięć dni w Walii)Budzi mnie zmiana tonacji silnika. Zjeżdżamy na stację benzynową. Wyglądam za okno - widzę ciemność. Niemcy? Belgia? Francja? Na zegarku 4 w nocy, jeszcze 8 godzin takiej męki. Toaleta, parę przysiadów dla poprawy krążenia i upakowani w autobusie jak sardynki ruszamy dalej. Mając prawie 190 cm wzrostu nie mieszczę się we własnym łóżku, a co dopiero mówić o siedzeniach rozstawionych z myślą o maksymalizacji zysku przewoźnika. Zapadam w drzemkę, pocieszając się nadzieją zobaczenia białych klifów Dover. Niestety, Kanał pokonujemy pod ziemią (morzem?) słynnym Eurotunelem. W Londynie spotykam Tomka Klisia i już razem jedziemy koleją do Landudno. Tutaj, w trakcie oczekiwania na busa poznajemy kilka osób z …

• • •
Clècy - Francja
14 stycznia 2013 21:21

Clécy - Francjasierpień 2003Do Francji pojechaliśmy przede wszystkim w celach turystycznych. Planowaliśmy skoncentrować nasze działania głównie na północy. Podstawowymi celami wycieczki był Paryż, oraz leżące nad kanałem La Manche Normandia i Bretania. W tym miejscu wyrażam słowa uznania dla Aśki, bo to ona zaplanowała i przygotowała kolejne punkty naszego wyjazdu. Zrobiła to wzorowo. Nie omieszkała również sprawdzić, czy nie ma w tych okolicach ogródków skalnych. Wszyscy wiedzą, że najatrakcyjniejsze regiony pod kątem wspinaczkowym znajdują się na południu. Okazało się jednak, że również Normandia i Bretania mogą zaoferować moc atrakcji w tej dziedzinie i to zarówno w głębi lądu jak i na klifach, nad morzem. Nie interesowały nas buldery, a zatem odpadało Fontenblau. Z pozostałych miejsc wybraliśmy Clécy. Znajduje się ono 30 kilometrów na południe od Caen. Leży w regionie nazywanym "Normandia Szwajcarska". Miejsce to opisane było jako jedno z najciekawszych, a poza tym było nam bardzo po drodze.Pan Dennis wysadził nas zaraz przed miastem. Dostaliśmy od niego po krawacie, oraz zaproszenie do jego domu w Cancale (z którego nie omieszkaliśmy skorzystać w późniejszym etapie naszej podróży). Oczom naszym ukazał się imponujący wiadukt i znajdujące się zaraz za nim wysokie, na oko bardzo zachwaszczone skały.Nie zastanawiając się długo wdrapaliśmy się na …

• • •
Aconcagua
14 stycznia 2013 21:20

O zdobyciu szczytu Aconcagui w Płd. Ameryce (8 - 13 stycznia 2004)Podróż pod nasz Cel upłynęła spokojnie i bez niespodzianek. W Santiago de Chile było lato (33oC w cieniu) i wspaniały park miejski na kilku bardzo stromych wzgórzach z kolejką jak na Gubałówce, ZOO, basenami i mnóstwem innych atrakcji (szczególnie dla dzieci), a także niezłe jedzenie w knajpie na rogu. Były też równie liczne, co zdecydowanie zbyt obfite w kształtach przedstawicielki płci w nie do końca - w ich przypadku - przemyślany sposób zwanej "piękną".Chile (przynajmniej stolica) wygląda na kraj nieco biedniejszy od Polski, jest sporo bezdomnych (ale mają lepsze warunki, bo jest cieplej), a ceny są nieco wyższe. Natomiast na każdym kroku spotyka się policję i innych mundurowych, więc jest bezpiecznie, tym bardziej, że zdają się oni wypełniać swoje zadanie OBSERWACJI, a nie czepiania się cudzoziemców w nadziei wyłudzenia łapówki, jak to jest np. w Rosji. Co ciekawe, każdy mundurowy - nawet strażnicy w Ogrodzie botanicznym - nosi pistolet. W supermarkecie jest ich kilkunastu, stoją na podwyższeniach i bacznie obserwują salę.W Santiago Udało się zauważyć kilka niesamowitych rzeczy. Po pierwsze pewien gatunek drzewa, który byłby zwyczajny, gdyby nie korzeń, który jest jakby kołem otaczającym podstawę łodygi. Coś jak betonowa podstawka pod ogrodowy parasol, tylko o średnicy 2-3 metry. Inna ciekawostka to wagoniki metra na kołach zaopatrzonych normalne opony! A propos opon, to w Santiago jest chyba najwięcej autobusów miejskich na świecie. Na większych ulicach właściwie nie ma chwili, żeby nie mieć w polu widzenia co najmniej trzech. Widziałem taki obrazek: ulica o 4 pasach ruchu i przed skrzyżowaniem na każdym z nich stoi autobus... Ale dzięki temu nawet o 12 w nocy wcale nie czekałem - po prostu wsiadłem. …

• • •
Krym
14 stycznia 2013 21:15

2-16 września 2003Cześć, niedawno wróciłem do Polski. Słyszałem, że jedziesz z Pawłem na ten Krym. - No właśnie, jedziesz z nami? - Nie wiem jeszcze. Na ile jedziecie, bo ja muszę być w Łodzi najpóźniej koło 16-tego. Na dwa tygodnie to chyba nie opłaca mi się jechać. - Coś się wykombinuje, najwyżej wrócisz wcześniej... Po małym poślizgu z powodu opóźnienia pociągu z Łodzi Kaliskiej, nie za wcześnie, nie za późno jesteśmy w Przemyślu. Jest nas sześć sztuk, bo oprócz Marcina, Pawła i mnie do wyjazdu dołączyły Kaśka, Gabrysia oraz Sebastian. Czekamy jeszcze tylko na koleżankę Marcina, która też zdecydowała się na wyjazd z nami, a dojeżdża z Warszawy. O jest. …

• • •
Les Calanques
14 stycznia 2013 21:07

Les CalanquesBył to mój pierwszy wyjazd na "west", wyjazd, który istniał w mojej głowie na długo przed jego realnym pojawieniem się. Przygotowywałem się do niego, zarówno mentalnie jak i fizycznie już od końca wakacji. Nękałem wszystkich wokoło różnymi pytaniami, a odpowiedzi, które otrzymywałem w coraz większy i wyrazisty sposób kreowały moją wyimaginowaną wizję wspinaczkowej przygody. A była ona pełna ciepłych, a w zasadzie upalnych dni, wypełnionych wielogodzinnymi "przygodami" w ścianie. Piękne, techniczne wspinanie w różnokolorowej skale, a w oddali niebieściutkie, spokojne (albo i nie) morze. Wieczorami rozmowy, spostrzeżenia i radości wynikające z pierwszych sukcesów, a także wspomnienia i opowiastki, szczególnie tych starszych kolegów. Z takim mniej więcej obrazem pojawiłem się …

• • •
Robokop Kanfor Atest Biznes w kadrze Satori Druk
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności.