Ela Miśkiewicz i Mateusz Haładaj w Katalonii (jesień 2014)Koniec minionego sezonu udało nam się jak co roku spędzić w ciepłych klimatach Katalonii. Październik przywitał nas letnią aurą, gdzie każde wyjście na słońce kończyło się dłuższym odpoczynkiem, a o dotknięciu rozgrzanej skały nie było nawet mowy. Przewieszone połacie Margalefu jak zwykle rzucały zbawienny cień, który staraliśmy się wykorzystać jak najpełniej wybierając ciągowe cele onsajtowe.Wszelkie śmiałe próby zmierzenia się z pochylniami Santa Linya, czy choćby odświeżenie sekwencji w Olianie spaliły na panewce, palce po prostu ześlizgiwały się ze skały, a odparzona skóra wymuszała długie przerwy między wspinaczkami. W oczekiwaniu na warun staraliśmy się budować piramidę o szerokiej podstawie… Ela, jak przystało na prawdziwego korpo-łojanta, działała nie zważając na upały, skupiając się na wspinaniu OS i szybkim RP w Margalefie i Tres Ponts oraz na przypominaniu sobie przechwytów na projekcie w Olianie.Krótka przerwa w Polsce pozwoliła nam zregenerować siły i zaczerpnąć oddech przed próbą generalną. Miesiąc w Olianie miał pozwolić na dobudowanie kluczowego wierzchołka piramidy. Z początku wszystko szło w dobrym kierunku – zasoby wytrzymałości pozwoliły zbliżyć się do magicznej granicy nieśmiertelności, a warun poprawiał się z dnia na dzień, pozwalając na spokojny sen. Niestety, długi okres sielanki zakończył się dokładnie w momencie gdy poziom formy zbliżał się do końca skali wykresu. Mniej więcej wraz z przylotem Eli nadeszła deszczowa pora roku. Ściana wody, która musiała wyrównać wyjątkowo zaniżone statystyki z wiosny i jesieni, symbolicznie zamknęła w połowie listopada sezon 2014. Nie pomogło nawet wysiadywanie jaja w pobliskiej kwaterze i bardzo zmotywowana ekipa.W momencie gdy prognoza zaczęła mamić czternastoma dniami pod znakiem uśmiechniętego słoneczka, poczuliśmy się oszukani na widok gęstych mgieł spowijających piękny masyw roc de Rumbau. Niestety, organizator wycieczki nie zwrócił kosztów, …
• • •